Ścieżka Ojca — Ekachai Luadsoongnern

Father’s Path — Ekachai Luadsoongnern
Akryl na płótnie — Museum of Contemporary Art, Bangkok

Ekachai Luadsoongnern (ur. 1961, Khon Kaen) to tajski malarz związany z Silpakorn University — uczelnią założoną przez profesora Silpę Bhirasriego, ojca nowoczesnej sztuki Tajlandii. Jego prace skupiają się na świetle, naturze i cichej codzienności. To obrazy, które nie próbują dominować — po prostu dają chwilę spokoju.

„Artysta stworzył to dzieło jako wyraz wdzięczności dla tajskich monarchów, którzy przez pokolenia prowadzili naród jak opiekuńczy ojcowie. Inspiracją był pałac Phra Chuthathut na wyspie Si Chang — letnia rezydencja króla Ramy V. Po lewej stronie obrazu widoczne jest morze, symbol królewskiej łaski i postępu. Po prawej stronie rosną drzewa Lantom (słowo to w starokhmerskim oznacza „cześć”), symbol szacunku i odpowiedzialności. Ich powyginane pnie pokazują trud drogi, a jasne kwiaty — dobro przekazywane z pokolenia na pokolenie.”

W sali stała drewniana ławka z rzeźbionymi grzybkami, ustawiona idealnie naprzeciw obrazu. Od razu skojarzyło mi się to z japońskim filmem At the Bench (2024) — historią, w której jedna ławka staje się cichym świadkiem ludzkich historii, rozmów i emocji.

Tutaj było tak samo — ławka była częścią opowieści.

Można na niej usiąść i patrzeć na drogę, którą przeszli ci przed nami — po to, byśmy dziś mogli odpocząć w cieniu drzew, poczuć chłodną bryzę znad morza i po prostu być.
Zatrzymałam się tam na dłużej. Ten obraz przyniósł mi spokój — i taką cichą wdzięczność za wszystko, co mam, dzięki decyzjom tych, którzy byli przed nami.

Przypomniał mi się wtedy także Singapur i Lee Kuan Yew — człowiek, który podejmując bolesne, ale potrzebne decyzje, oddzielił kraj od Malezji i stworzył fundament pod przyszłość, która dała milionom ludzi (w tym mnie) poczucie bezpieczeństwa i szansę na rozwój.

Pomyślałam też o Polsce — kraju naznaczonym wojnami i trudną historią, który dziś naprawdę pięknieje, otwiera się na innych i powoli zyskuje nową dumę. Podczas Marszu Niepodległości widziałam ludzi o różnych kolorach skóry idących razem — bez podziałów, po prostu jako Polacy.
I to było wzruszające. Miasta dojrzewają, my dojrzewamy. Może naprawdę zaczynamy budować to, z czego możemy być dumni.

Siedząc na tej ławce i patrząc na obraz, poczułam spokój także względem własnej drogi — i wyborów, które sama podjęłam. Jakby ta namalowana ścieżka przypominała, że czasem trzeba wybrać trudniejszy kierunek, żeby później móc oddychać pełniej.

A Ty? Co widzisz, kiedy patrzysz na tę drogę?

Next
Next

Jedna Kobieta i Osiem Małp — Suriya Namwong