Kamogawa. Tropiciele smaków – Hisashi Kashiwai

„Kiedy człowiek jest młody, bez zastanowienia akceptuje różne smaki. A kiedy nabierze trochę lat, najsmaczniejsza staje się ta przyprawa, którą jest wspomnienie.”

Gdzieś przy bocznej uliczce w Kioto, z dala od pośpiechu i turystycznego zgiełku, działa niewielka restauracja Kamogawa. Niczym się nie wyróżnia — kilka stolików, prosty wystrój, zapach domowego jedzenia. A jednak to właśnie tutaj trafiają ludzie, którzy czegoś szukają. Nie nowego dania. Nie kulinarnej sensacji.
Szukają smaku z przeszłości.

Nagare Kamogawa, emerytowany policjant, gotuje. Jego córka Koishi zajmuje się sprawami organizacyjnymi. Ale ich prawdziwa praca zaczyna się dopiero wtedy, gdy ktoś przychodzi z opowieścią — o curry przyrządzanym przez zmarłą żonę, o prostym daniu, które smakowało inaczej, bo było związane z kimś ważnym. Z chwilą, która już nie wróci.

I wtedy Kamogawowie stają się detektywami.
Jak wszyscy dobrzy śledczy — nie zaczynają od składników, tylko od pytań.
Starają się jak najdokładniej odtworzyć danie, które jadł bohater.

Ta książka jest opowieścią o tym, że w każdym daniu — obok przypraw — kryje się historia. Wspomnienie. Chwila, do której chcemy wrócić. Gdy próbujemy odtworzyć smak z przeszłości, tak naprawdę próbujemy przywrócić tamten moment: osobę, która była obok, ręce, które to danie przygotowały, i siebie z tamtego czasu.
Najważniejszym składnikiem jest zawsze wspomnienie.

Nie ma tu dramatycznych zwrotów akcji. Jest cisza, uważność i ciepło. Jest Kioto widziane z boku — od kuchni, od wspomnień, od codziennych rytuałów. To literatura, która smakuje powoli.

🍵 Dla kogo?
Dla wszystkich tęskniących za Japonią.
Dzięki tej książce możemy też przypomnieć sobie — albo nauczyć się — ciekawych składników, dań i przypraw.
To ciepła opowieść o wspomnieniach i o tym, kim jesteśmy — zapisanych w smakach, zapachach i drobnych rytuałach.

✨ Kilka słów na zakończenie

Kamogawa. Tropiciele smaków to książka przypominająca o najpiękniejszych wspomnieniach. Dzięki niej sama wróciłam myślami do kilku dań, za którymi tęsknię do dziś — jak szarlotka od babci na urodziny czy podsmażane chlebki od mamy.

Na szczęście są też smaki, które nie tracą blasku, bo wszystko zależy od towarzystwa. Hot dog z Orlenu zjedzony przed silent disco wciąż zachwyca — za każdym razem, z tą samą przyjaciółką.

Śmiem nawet twierdzić (i raz już tę tezę sprawdziłam), że smak potrafi się zepsuć, jeśli zabraknie właściwej osoby. Poszłam kiedyś do restauracji, do której zawsze chodzę z przyjaciółką, ale tym razem z kimś, za kim — delikatnie mówiąc — nie przepadam. I nagle… matcha i sushi były niedobre.

A czy jest potrawa, na którą zawsze możecie liczyć?
Dla mnie to zupa pomidorowa Amino — zawsze najlepsza.

Czy Wy też tak macie?
Czy jest danie, które nigdy później nie smakowało już tak samo — nawet jedzone w tej samej restauracji?

Next
Next

A gdyby tak ze świata zniknęły koty? – Genki Kawamura