Emilia Pérez
„Tu nie chodzi już o przetrwanie; chodzi o odnalezienie spokoju.”
Ta historia to mocna opowieść o wyborach, tożsamości i odkupieniu.
Na początek muszę docenić, że film nie ucieka od brutalnej prawdy o przemocy karteli — praniu pieniędzy, handlu narkotykami, czy dramacie rodzin, które latami szukają swoich bliskich, tylko po to, by odnaleźć ich martwych. To realny, wciąż trwający kryzys. Jak mówi stare powiedzenie: „Milczenie oznacza zgodę.” Jeśli nie będziemy o tym mówić, problem będzie trwał. Ten film patrzy ciemności prosto w oczy — i właśnie dlatego tak mocno uderza.
Sednem historii są życiowe wybory. „Życie to nie to, na co zasługujemy, ale to, co wybieramy.” Każda decyzja ma swoją cenę i nie da się mieć wszystkiego. Film świetnie to pokazuje — prawdziwa przemiana wymaga poświęcenia. „Myślisz, że zmiana imienia zmieni twój los?” — to bolesne przypomnienie, że jeśli chcemy odnaleźć spokój, musimy przyjąć na siebie zarówno ciężary, jak i konsekwencje swoich decyzji. Wzrost i odrodzenie zawsze łączą się z bólem. A jednak, „Nie możesz uciekać od przeszłości, jeśli to ona cię definiuje.” Możemy się zmieniać, ale przeszłość zawsze będzie częścią nas.
Najbardziej poruszyło mnie pokazanie miłości jako siły przemiany i samoakceptacji. To właśnie miłość pozwala zobaczyć w sobie to, co najlepsze — oczami drugiej osoby. „W końcu tylko miłość potrafi naprawdę nas uwolnić.” Ciekawym wątkiem jest to, że bohater, nawet po głębokiej przemianie — łącznie ze zmianą płci — zakochuje się w kobiecie. Film zdaje się sugerować, że kobieca miłość, pełna ciepła, troski i zrozumienia, jest nie do zastąpienia. To coś, co wykracza poza samą tożsamość — więź emocjonalna i intuicyjna, która jest wyjątkowa.
Ważną postacią jest też prawniczka Rita Mora. Przyjmuje sprawę, wiedząc, że to pakt na całe życie — nieograniczone pieniądze, ale i ciężar, który będzie ją prześladował już zawsze. „Twoja historia nie kończy się tylko dlatego, że chcesz, by tak było.” Jej wątek to zimne przypomnienie, że niektórych decyzji nie da się cofnąć.
Muszę jednak wspomnieć o jednym potknięciu scenariusza: wizja, że ktoś tak wysoko postawiony w świecie przestępczym wraca w miejsce, gdzie popełniał zbrodnie, jest całkowicie niewiarygodna. Taki błąd lekko psuje mocno trzymany realizm historii.
A co ciekawe, to… musical. I to prawdziwe dzieło sztuki. Każdy element — od zdjęć, przez aktorstwo, po muzykę — jest dopracowany i tworzy mieszankę brutalnej opowieści z wizualnym pięknem.
✨ Werdykt końcowy: obowiązkowy seans.
Film jest prowokujący do myślenia, pięknie zrealizowany i poruszający do głębi. Choć ma swoje wady, jego emocjonalna siła i artystyczna ambicja sprawiają, że zostaje w głowie na długo.